środa, 24 października 2012

Restauracja Sowa & Przyjaciele

Sygnowanie lokalu swoim nazwiskiem (o ile jest się osobą rozpoznawalna i medialną) to jeden z najstarszych i najbardziej skutecznych zabiegów marketingowych. Pewnie jest tak, że do restauracji „Sowa&Przyjaciele” część klientów przychodzi nie po to, żeby spróbować i ocenić nową restaurację na mapie Warszawy, tylko aby zobaczyć znaną z ekranów TV gwiazdę. Jest mi szczerze obojętnie czy danie przygotował dla mnie Pan Robert Sowa, Rene Redzepi czy Rysiek Lubicz o ile mam do czynienia z uczciwym, kreatywnym i smacznym gotowaniem. 

Przystawka: dwa przegrzebki,sałata rzymska zawinięta w szynkę joselito, puree z kalafiora i wanilii, dressing rodzynkowy, świeża tarta trufla oraz smażone kapary.
Akt 1

Zacznę od końca. Po wyjściu z restauracji pomyślałam: Tam musiała być ostra selekcja. Z doświadczenia w pracy w gastronomii wiem jak ciężko jest znaleźć inteligentnych, miłych, ułożonych pracowników, których wyróżnia najwyższy poziom kultury osobistej i ogłada. Nie spotkałam się jeszcze w Warszawie z tak sympatyczną, wyluzowaną i profesjonalną obsługą. Lubię miejsca z męskim serwisem. W Sowa&Przyjaciele obsługa kelnerska jest mieszana. Miałam jednak szczęście trafić na męski duet. Począwszy od kelnera, który towarzyszył nam od początku do końca kolacji, po sommeliera, który cierpliwie znosił moje dylematy związane z wyborem wina. Dał mi nawet do spróbowania kilka ciekawych propozycji tylko po to bym utwierdziła się w swojej decyzji i była zadowolona. Kolejny subiektywny i prywatny plus: wszystkie restauracje mające w swojej karcie schłodzoną butelkę mojego ulubionego Sancerre z miejsca stają się moim drugim domem.

Akt 2

Wystrój restauracji  i identyfikacja wizualna wzbudziły moje mieszane uczucia. Drzwi i logo widoczne od zewnętrza nie wpisują się w poczucie mojej estetyki. Równocześnie rozumiem, że ex-Karczma Słupska to ciężka przestrzeń do adaptacji. Z jednej strony ma się wrażenie, że wystrój wnętrza jest profesjonalny i przemyślany, z drugiej jest kilka akcentów, które stanowiły materializację gorszego dnia architekta. Świadczą o tym drobne szczegóły. Nieźle prezentująca się sala przy częściowo otwartej kuchni, gdzie ogrzewamy się w ciepłych kolorach, przełamana kuriozalną sznurkową pajęczyna na suficie. Restauracja jest duża i przestrzenna, przygotowana na przyjęcie 120 gości. Można usiąść przy długim wspólnym stole (co jest dobrą opcją dla grup) albo przy mniejszych stolikach (czar par). 

Zdjęcie powyżej dzięki uprzejmości Warsaw Foodie



Akt 3

Jedzenie było prawdziwe i dobrej jakości. Niewątpliwie jest to kuchnia trudna do powtórzenia w domowym zaciszu. Z jednej strony międzynarodowo, z drugiej polskie klasyki. Ktoś mógłby powiedzieć: jakieś ziemniaki, polędwice, boczki i inne chłopskie jadła, ale uważny widz dostrzeże ekskluzywne akcenty, które stanowią argument dla wysokich cen. Równocześnie doświadczenie podpowiadało mi, że ktoś to menu przemyślał, przedyskutował, jest to koncept, a nie zbiór przypadków i kompromisów.
Nie znajdziemy tam tego, co obecnie modne czyli szeroko pojętej nordic cuisine -kuchni bazującej na warzywach bez dodatku skrobi.  Nie znajdziemy też krótkiego menu, ale dość potężnych rozmiarów księgę z licznymi pozycjami.  Jedna rzecz w karcie wzbudziła mój niepokój- propozycja turbota ze szparagami w październiku. Zdaję sobie sprawę, że świeże szparagi można obecnie zdobyć przez cały rok, ale patrząc logicznie sezon na szparagi w Polsce skończył się mniej więcej po meczu Polska-Rosja w czerwcu.

Akt 4

Miejsce pretenduje do eleganckiego lokalu z kuchnią przeznaczoną dla wyrafinowanych podniebień. Znajomość składników z których zostały sporządzone dania pozwoliła mi nieco ostudzić mój bunt przed wysokimi cenami. Z drugiej strony rozumiem, że ceny mogą stanowić szok. Zwłaszcza, że na portalu gastronauci.pl, przedział cenowy za danie główne wynosi 20-40 zł. W rzeczywistości, za przystawkę zapłacimy średnio 30-60 zł, a za danie główne od 36 do 100 zł (większość dań powyżej 50 zł).


Miejsce zdecydowanie warte wypróbowania, chociażby po to, by wyrobić sobie swoją opinię. A tylko od ciężkości naszego portfela zależy, czy będzie to "one night stand", czy raczej stały związek. 
Jagnięcina z pastilla,  serem halumi, puree z mango, humus,prażona ciecierzyca.
Dorsz z masłem migdałowym z puree z topinambura na karmelizowanej salsefii oraz chipsy z topinamburu.
Parfit jogurtowe z mrożonymi owocami leśnymi
Fondant czekoladowy ze sferycznym mango, chipsem czekoladowym i lody z zielonego pieprzu.

















































































































Restauracja Sowa&Przyjaciele
ul.Gagarina 2
Warszawa

2 komentarze: