Z racji mojej profesji (murarz) jestem przyjemnie zmuszona
do odbywania podróży zagranicznych. W związku z tym, że tematyka z dziedziny
budownictwa płynnie przechodzi na jedzenie, niejednokrotnie musiałam niczym
Rejtan rozdzierać koszulę i bronić honoru polskiej kuchni. Zazwyczaj interlokutorzy
byli bardziej zainteresowani tym pierwszym gestem niż wykładami o ciekawych
kulinarnych akcjach w Polsce. No ale teraz miarka się przebrała.
Rejtan na sejmie warszawskim
1773 roku. 1866. Olej na płótnie. 282 x 487 cm. Zamek Królewski w Warszawie |
Już kiedyś pisałam, że przy okazji spotkań z szefami prowadzę
prywatną krucjatę promując zawzięcie polską gastronomię. Przywożę
produkty regionalne i robię listę miejsc wartych odwiedzenia na wypadek
niespodziewanej wizyty kucharza w Polsce.
W kolei państwowej wprowadzono ostatnio udogodnienie dla
pasażerów. Można wykupić bilet z miejscówką i liczyć, że za drobną opłatą
znajdzie się miejsce siedzące. Jest to
rzeczywiście dobra opcja dla osób, które kupują bilet z 3-tygodniowym
wyprzedzeniem. Zazwyczaj nabywam bilet 10 minut przed odjazdem pociągu. Tego dnia miła pani w kasie poinformowała mnie, że nie ma miejsc siedzących. Nigdzie, w całym
pociągu. Nawet miejscówki na kolanach maszynisty zostały wykupione. Niezrażona
tym faktem postanowiłam zaryzykować.
Mniejszy stres odczułabym pewnie gdybym skoczyła z Felixem Baumgartnerem ze stratosfery przytrzymując się jego kostki. W przebłysku
instynktu samozachowawczego mając do wyboru bycie ściśnięta między panem
Zenkiem i Bolkiem, a podróżowaniem obok toalety, skierowałam się do wagonu
restauracyjnego. Jedno spojrzenie na warsowy stół ujawniło jak przykre oblicza
potrafi mieć polska gastronomia, a raczej jej nieumiejętna promocja.
Potencjalny obcokrajowiec, który ogląda ulotkę (podkładkę pod jedzenie) na stoliku Warsu dowiaduje
się, że nasza kuchnia słynie z sałatki greckiej. Zdaję sobie sprawę, że
warzywka lepiej prezentują się na zdjęciu niż rozgotowane pierogi, a foto dań
z Nolity, czy Atelier Amaro, w wagonie konsumpcyjnym PKP- byłoby nieporozumieniem, ale …sałatka
grecka?!
To delikatna sugestia dla gościa z zagramanicy, aby w polskich restauracjach zamawiał
jedynie bezpieczne standardy jak kremy pomidorowe, cezary, czy inne
steki. Nie wiem, może jakiś zdolny fotograf żywności
zasugeruje w komentarzu co się powinno znaleźć na takiej fotografii, bo mi
opadły ręce.
Drugi cios w serce dostałam, kiedy podczas ostatniej wizyty
w Paryżu spacerowałam przez Boulevard Saint Germain. Znajduje się tam polska księgarnia. Na wystawie widniała taka książka o polskiej kuchni.
Kapitalne zdjęcie okładkowe. Naprawdę bardzo zachęcająca
i nowoczesna oprawa.
Wydawcy, decydenci, fotoedytorzy! Spójrzcie na blogi takie jak: Around the kitchen
table, Gotuje, bo lubi, Krew czy mleko, ArtKulinaria i wiele innych, których nie znam (a
chętnie poznam). Jakie tam są foty... Następnie wyrzućcie te marne parodie
fotografii żywności do kosza (jak ta powyżej) i wspólnymi siłami pokażmy światu, że polska
kuchnia to nie wąsaty pan Heniek mieszający w garze w oberży pod sosną, czy
pani Lucka ugniatająca pierogi.
Już książki Elizy Mórawskiej (Słodkie), czy Jolanty
Kalemby- Drodż (Kwiatowa uczta) są światełkami w tunelu zgrozy. A na wystawie w księgarni polskiej w Paryżu powinna się znaleźć Wykwintna kuchnia polska. Album z przepisami wydany pod patronatem
Małżonki Prezydenta Anny Komorowskiej, który zawiera wyszukane fotografie dań, najlepszych szefów kuchni z całej Polski.
Jak widać jest nisza.
Zachęcam ambitnych ludzi do pisania, zdolnych do fotografowania, a odważnych
do wydawania.
Chcę się przestać wstydzić.
Tak jak napisałam na Twoim profilu na FB: rozumiem Twoje wkur...ie,. nie wiem czy byłoby ono mniejsze, gdybyś sprawdziła, kto to jest Wiktoria Bosq oraz kto jest właścicielem tzw. księgarni polskiej w Paryżu. Dla ułatwienia dodam, że ślady prowadzą do polskiej arystokracji i Szwajcarii. Kontrakt na książkę Wiktorii podpisany był już z wydawnictwem (pewnym - które można wyguglować) z górą trzy lata temu. Książkę nabyłam już dawno temu, gdyż zbieram również materiały n/t potencjalnej konkurencji. Jeszcze jedno - nie ma możliwości, aby to książka prezydentowej widniała na witrynie księgarni - bo właścicielem księgarni - o ile się nadal nic nie zmieniło - jest właściciel wydawnictwa. I tyle.
OdpowiedzUsuńRównież staram się prowadzić krucjatę nt kuchni polskiej i różne akcje, o których na blogu nawet nie wspominam. Z tego tytułu badałam wnikliwie okołorestauratorskie i wydawnicze kręgi. Nie ma możliwości obecnie na francuskim rynku, aby wydać na temat kuchni polskiej książkę nieznanego autora, bez tzw dorobku i nazwiska. Kuchnia polska na mapie Francji nadal nie istnieje, "poulet et patates" to nadal rządzący stereotyp, a ładne zdjęcia Eweliny czy innych skądinąd bardzo zdolnych blogerek tego na razie nie zmienią. No, może książka Liski, ale to nie książka o polskiej kuchni, leczo o wypiekach. A książka pani W.B. musiała być wydana i już. Na nic zatem Twój apel. Sorry za takie pesymistyczne podejscie.
Z tego co wiem, to tę książkę Wiktoria pisała pod francuskiego czytelnika bezpośrednio - niby taka kuchnia polska, którą można ukutecznić robiąc zakupy w Monoprix. Co do okładki, to imho lepsza niż kuraka na tle świeczników i kominka buchającego ogniem, z babcią w bujanym fotelu w tle
, i sorry ale piszesz w poście, że "Jak widać jest nisza. Zachęcam ambitnych ludzi do pisania, zdolnych do fotografowania, a odważnych do wydawania." - otóż jest i nisza, tylko co z tego. Zachęcanie nic nie da. Nikt bez nazwiska nie wyda książki o polskiej kuchni mimo tego, że dział o książkach kucharskich we Fnacu ugina się pod ciężarem setek, o ile nie tysięcy książek. Tym bardziej, że np w Paryżu nie ma ani jednej dobrej polskiej restauracji, nie ma rynku, nie ma zbytu,a temat kuchni wschopdnioeruopejskiej poza kuchnią rosyjską, ze względu na sentyment Francuzów do Rosjan,. raczej nie istnieje.
Dzięki za komentarz i nakreślenie sytuacji francuskiego rynku księgarskiego. Mi nie chodzi o zawiłości artystokratyczno- wydawnicze. Książka zawiera ok przepisy. Chodzi mi o pierwsze wrażenie po styczności z okładką, dla zwykłego czytelnika, przechodnia, everymana;) Padło na książkę Wiktorii Bosq, ale sama wiesz, że przykłady nieudanych implementacji polskich książek kucharskich na zagranicznych rynkach jest o wiele więcej.
UsuńMoże niejasno się wyraziłam w poście, ale nie chodziło mi o to, abyśmy nagle zaczęli wydawać książki na rynku francuskim, najlepiej ze zdjęciami blogerów. Ale żeby te książki były ładniejsze, a nie siermiężne.
A to ciekawe co powiedziałaś o Francuzach i ich sentymencie do Rosjan;) Nie chodzi abyśmy na siłę wciskali Francuzom, Hiszpanom czy Włochom nasze restauracje i zmuszali do naszych smaków. Chodzi o wypracowanie pewnej postawy otwartości wśród tych ludzi, że nasza kuchnia (w szczególności autorska, a nie tradycyjna)w niczym nie odstaje od propozycji zachodnich, że warto do nas przyjeżdżać i próbować co polscy szefowie mają do zaoferowania.
Świetnie powiedziane, to wszystko prawda! I wcale nie jest tak ciężko sensownie zobrazować smaki polskie, których jest cała gama. Ale masz rację zielona sałata, czerwone pomidory i czarrrrne oliwki wychodzą atrakcyjnie na fotce niż pierogi...:):) A może osoba, która wybrała to zdjęcie myśli, że sałatka grecka to polska potrawa, no przecież jest ryba po grecku :D, która w Grecji nie znana a u nas hm to już tradycja... A sałatka grecka w Polsce się zrobiła tak popularna (wszystkie imieniny i wesela się bez niej nie obejdą), że może niektórzy myślą, że to nasze haha :)
OdpowiedzUsuńMasz rację Kaprysie:) Aż strach pomyśleć, że sałatka grecka zdetronizowała sałatkę jarzynową.
UsuńBtw, ładnie sfotografować sałatkę jarzynową. To dopiero sztuka!
Pyszne przepisy - a nie zgadzam się, że pierogi polskie nie są fotogeniczne - imho to jedna z bardziej fotogenicznych polskich chłopskich potraw, a jeśli poddać lekkiemu liftingowi wręcz wykwintna. Zapraszam na bloga: http://tastycolours.blogspot.com/2010/06/dumplings-pierogi-with-lamb-morels-and.html
OdpowiedzUsuńhttp://tastycolours.blogspot.com/2012/10/some-strange-culinary-habits-of-ours-we.html
Dzięki Magdaleno, dobry przykład na to, że pierogi potrafią być bardziej fotogeniczne niż cytowana sałatka grecka:)
UsuńCoś optymistycznego: złotem naszym botwina i buraki! Karola Okrasę właśnie zawsze ceniłam za to, że promował polskie warzywa korzeniowe, a z pietruszki wyczarowywał świetne propozycje. Apropo zdjęć - to faktycznie mogliby je kupować od blogerów. Pewnie dla dobra sprawy nie wymagaliby oni nie wiadomo jakiś pieniędzy :). Pozdrawiam! p.s. Kończę chorować powoli i zajmę się zwiedzaniem open cardowym, nie zapomniałam tylko ta grypa okropna trzyma...
OdpowiedzUsuńZdrowiej i odwiedzaj restauracje:) Będę wypatrywać Twoich recenzji.
UsuńZgadzam się. Natomiast jeśli chodzi o książki kulinarne, to sądzę, że problem jest w tym, że nie ma ich za wiele jeszcze. U nas kultura jedzenia tak naprawdę dopiero się zaczyna. Teraz wysypały się programy, blogi i w ogóle zainteresowanie kuchnią. Myślę, że następnym krokiem będą ładne książki i już niebawem nie będziesz(my) musiała(li) się wstydzić. Pozdrawiam serdecznie, Asia
OdpowiedzUsuńZgadzam się Asiu. Problem brzydko wydanych książek nie dotyczy tylko i wyłącznie kulinariów. Wystarczy wejść do poważnej księgarni w Uk czy Francji, by od razu chcieć zostawić tam cały swój majątek.
UsuńCieszę się, że wszystko zmierza jednak w dobrym kierunku i na rynku pojawia się coraz więcej pięknie wydanych książek kulinarnych:)