Za sprawą intensyfikacji mody na gotowanie świat
amatorski niebezpiecznie zbliżył się do świata profesjonalnego. W polskich
restauracyjnych kuchniach oprócz stażystów i praktykantów pojawił się nowy oddział pracowników wolontaryjnych: amatorzy- pasjonaci. Kogo uważam za profesjonalistę? Zarówno osobę po szkole
gastronomicznej, jak i fizyka, który nigdy nie
otarł się o szkołę kucharską ale z powodzeniem prowadził już kilka
restauracji. Każdy sam najlepiej czuje czy robi dobrą i rzetelną
robotę, czy udaje przed światem znawcę tematu.
Wraz z wejściem na polski rynek księgarski wszystkich trzech części Kill Grilla Anthony’ego Bourdaina- gospodynie domowe, studenci, maklerzy, murarze i prawnicy zorientowali się, że praca kucharza nie jest wstydliwa ale seksowna. Z licznych anegdot dowiadujemy się, że życie gwiazdy rocka niewiele różni się od codziennej egzystencji szefa kuchni w nowojorskiej restauracji. Moda na gotowanie wprowadziła zmiany w szerokim spojrzeniu na zawody gastronomiczne. Nagle ktoś kto uważał, że praca kucharza to praca drugiej kategorii stwierdzał, że też chce pracować w tak emocjonującym i pełnym przygód zakładzie pracy. Zamknięty w open spejsie statystyczny makler Marek stracił na atrakcyjności na rzecz kucharza.
Źródło: blogs.houstonpress.com |
Nigdy nie
byłam na pasjonackim stażu (a chciałabym). Zaliczyłam jedynie przygodę na
kuchni jako szeregowy pracownik (18-sty asystent asystenta). Nie wiem jak jest w polskich restauracjach,
ale w belgijskiej od początku nie byłam traktowana na specjalnych zasadach ze względu na swoją płeć. Miałam do wykonania swoją i pracę i starałam się ją wykonać jak najlepiej. Może za wyjątkiem pierwszego dnia. A wszystko przez lipcowe słońce- na zewnątrz było ponad 30 stopni, a w kuchni tylko dwadzieścia więcej. Przezornie stawiłam się na stanowisku pracy w krótkich, jeansowych szortach. Moje pole działania ograniczało sie w końcu do tzw. "zimnej kuchni".
Szef kuchni z kucharzami dopiero po dwudziestu minutach przestali zataczać się ze śmiechu i wyć jak wilki. Chcesz mieć nogi w bliznach, nie wiesz jak łatwo o oparzenie? Już proszę mi zakładać długie spodenki- powiedział z ojcowską troską szef kuchni.
Szef kuchni z kucharzami dopiero po dwudziestu minutach przestali zataczać się ze śmiechu i wyć jak wilki. Chcesz mieć nogi w bliznach, nie wiesz jak łatwo o oparzenie? Już proszę mi zakładać długie spodenki- powiedział z ojcowską troską szef kuchni.
Jego słowa
okazały się prorocze i …bolesne. Podczas serwisu, lawirując między przystawkami
a deserami wylałam na nadgarstek wrzącą, płynną czekoladę. Serwis
zamarł na minutę, a ja czułam, że po wpadce z szortami nie mogę bardziej
zawalić sprawy. Dlatego szybko przyłożyłam opatrunek i wróciłam do serwisu. Po godzinie
było po wszystkim a ja czułam, że faza pooparzeniowego szoku minęła i zaczął
się ból.
Po serwisie kucharze zaczęli gawędę o swoich oparzeniach połączoną z męskim stripteasem. Wiadomo, że sama opowieść nie wystarczy- trzeba pokazać rany wojenne. Szef kuchni wspomniał jak kiedyś poparzył twarz gorącym wywarem warzywnym i przez kolejnych kilkanaście miesięcy przypominał aktora z Koszmaru ulicy wiązów.
Pozornie mało ważne wydarzenie na zawsze zmieniło mój sposób myślenia o dyscyplinie i pracy kucharza. Nauczyłam się, że własny ból to zbyt mały argument by przerwać serwis i przeżywać taki drobiazg jak oparzenie drugiego stopnia.
Mniej więcej po roku przestałam myśleć o szefie kuchni jako o bezdusznym buraku. On także stwierdził, że można na mnie polegać i dziś jesteśmy serdecznymi przyjaciółmi.
Dlatego komuś, kto kocha jedzenie i restauracje polecam wszelkie, nawet najkrótsze doświadczenia, które pozwolą na przekroczenie magicznej granicy między salą jadalną a kuchnią. Wasza kulinarna perspektywa nigdy więcej nie będzie taka sama.
PS: Jeżeli wiecie gdzie w Polsce amatorzy mogą odbywać staże w profesjonalnych kuchniach proszę o cynk. Sama wiem o jednej dobrej, krakowskiej restauracji, ale chętnie dowiem się o innych: smak@smaklick.com
Po serwisie kucharze zaczęli gawędę o swoich oparzeniach połączoną z męskim stripteasem. Wiadomo, że sama opowieść nie wystarczy- trzeba pokazać rany wojenne. Szef kuchni wspomniał jak kiedyś poparzył twarz gorącym wywarem warzywnym i przez kolejnych kilkanaście miesięcy przypominał aktora z Koszmaru ulicy wiązów.
Mniej więcej po roku przestałam myśleć o szefie kuchni jako o bezdusznym buraku. On także stwierdził, że można na mnie polegać i dziś jesteśmy serdecznymi przyjaciółmi.
Dlatego komuś, kto kocha jedzenie i restauracje polecam wszelkie, nawet najkrótsze doświadczenia, które pozwolą na przekroczenie magicznej granicy między salą jadalną a kuchnią. Wasza kulinarna perspektywa nigdy więcej nie będzie taka sama.
PS: Jeżeli wiecie gdzie w Polsce amatorzy mogą odbywać staże w profesjonalnych kuchniach proszę o cynk. Sama wiem o jednej dobrej, krakowskiej restauracji, ale chętnie dowiem się o innych: smak@smaklick.com
Z chęcią przyłączę się do prośby.
OdpowiedzUsuń