Jak wiadomo szukanie dziury w całym to ulubiona rozrywka blogerów gastronomicznych i restauracyjnych. Na blogi można spojrzeć też z innej strony- jako na zbiór bezpłatnych porad tajemniczych klientów. Ich merytoryczna krytyka w minimalny sposób winduje niektóre restauracje na wyższy poziom. Zapraszam na subiektywny ranking zachowań restauracyjnych poprawnych, ale irytujących oraz widowiskowych, ale dziwnych.
1. Czy wszystko w porządku? Co 30
sekund. Świetny restaurator (z dobrym podejściem do ludzi) potrafi zaserwować obsłudze trening z pogranicza NLP i odgadywania ludzkich nastrojów,
że już na podstawie samej obserwacji gości obsługa jest w stanie stwierdzić, że coś nie jest OK. I wtedy
pyta.
2. Czy może trochę świeżego pieprzu?
Tutaj wkracza półmetrowa pieprzniczka. Razem z moim zażenowaniem.
3. Doliczanie 10 % napiwku do mojego
rachunku bez mojej zgody. Skoro restaurator przerzuca na nas koszty pracy, nie
bójmy się mu przesłać rachunku za prąd, przedszkole, alimenty i wywóz śmieci. Może
wtedy poczuje, że to dość niemiłe zrzucać na kogoś nieswoje koszty.
4. Bezmyślne dolewanie wina. Lejemy
tworząc w kieliszku menisk wypukły albo dolewamy wina z szybkością
błyskawicy wykończając butelkę w 10 minut. Ciepłe miesza się z chłodnym. I na
odwrót.
5. Do góry dnem! Wino skończone więc butelkę w coolerze przekładamy do góry dnem. Pamiętaj, wino to żywy organizm. Lubi się mścić.
6. "U nas są świeże, lokalne produkty...". No tak, goście poza naszą restauracją jedzą żywność podgniłą i sprowadzaną z Polinezji Francuskiej.
7. A to prezent specjalnie od szefa
kuchni !…Pani kelnerka połechtała mile me ego... po czym uczyniła to samo
pozostałym 10 stolikom dookoła.
8. Smakuje/Smakowało? A lubicie pytanie:
Jak było? ;)
9. Brak spójności konceptu: Serwujemy
wołowinę Kobe, ale solniczki i pieprzniczki nabyliśmy
w sklepie "Wszystko za 4 zł". Gości pożywiamy homarem i obsypujemy białą truflą, ale mydło muszą już sami przynosić z
domu.
10. Kur*owanie na otwartej kuchni. Ostatni podpunkt zobrazuję anegdotą, kiedy to zabrałam gościa
do restauracji z otwartą kuchnią. Spocznij - rzekłam. Napawaj się kulinarnym
teatrem. Gdy wtem zza kontuaru dobiegło nas: E... ku*wa, dawaj tu tego łosia na pas ch... złoty. Gość mój- delikatny, zdębiał. Wiem, że to naturalny język
kuchni, ale ludzie tego nie rozumieją. I mają prawo.
Jeżeli pracujesz na otwartej
kuchni, a nie radzisz sobie z emocjami. Wsadź głowę pod bieżący strumień wody,
nakrzycz na kogoś tudzież przejdź się na jogę. Jeżeli to nie pomoże, przy zmianie
pracy upewnij się, że kuchnia znajduje się w głębokiej pieczarze, gdzie dobrze zarówno tobie jak i gościowi. Bo cię nie słyszy.
haha świetnie :) To ja sobie pozwolę dopisać coś :)
OdpowiedzUsuńPracowałam kiedyś w restauracji hotelowej w Sopocie. Była to dobra restauracja, ale że hotel trochę oddalony od głównego Sopotu (choć wciąż tuż nad morzem), to było dość mało gości, a więc i mało napiwków :) Ja osobiście pracowałam na porannej zmianie, gdzie napiwki były nam nieznane :) Jednak organizowano tam przyjęcia, imprezy (zorganizowane), Komunie ..... No i właśnie ta ostatnia. Odbyła się Komunia,przyszło do płacenia i nagle nasz emerytowany kelner powiedział do klienta "Jedzenie nie smakowało?" Klient odpowiedział, że oczywiście było ok. Wtedy znowu ten sam kelner powiedział "a może obsługa nie była zbyt zaangażowana?" Wtedy klient się lekko zmieszał i powiedział, że wszystko było w porządku. Więc kończąc dyskusję kelner zapytał "Więc dlaczego Pan nie zostawił napiwku?" Jak usłyszałam tą historię, to aż mi się niedobrze zrobiło. Jak można tak się prosić o napiwek? Ja rozumiem wszystko, ale tak bezczelnie? :/ Nie pamiętam jak to się skończyło, ale wiem, że nie było zażaleń na obsługę :) A może powinny być? W końcu kelnerzy dostają pensję i klientów nie obchodzi czy muszą dziś pracować więcej czy nie. Zostanie im to wynagrodzone na koniec miesiąca! Swoją drogą ów kelner był jednocześnie kierownikiem sali, od którego jednak wymaga się trochę większego dystansu ;)
pozdrawiam! :)
Świetna historia:)))
Usuń