Przewodnik „Gault & Millau” to namacalny przykład tego, w jaki sposób można kreować kulturę jedzenia i picia w Polsce,
Kreowanie kultury gastronomicznej dotyka wielu płaszczyzn życia. Zaczyna się od budowania świadomości, która pozwala na podejmowanie właściwych wyborów konsumenckich.
Tuż po premierowej Gali przewodnika Gault & Millau moja facebookowa ściana wypełniona była żółto-czerownym logo przewodnika. Uroczystość dedykowana była szefom kuchni, a przewodnik to niski ukłon w stronę ich profesji. Podczas gali wręczono nagrody: Szefa Roku, Szefa Jutra, Kobiety Szefowej Kuchni, Szefa Kuchni Tradycyjnej. W każdej z kategorii nominowano pięcioro osób. W szefach kuchni udało się wywołać coś ważnego. Dumę z wykonywania swojego zawodu. Po raz pierwszy doceniono ich pracę (w miarę) wiarygodny i mierzalny sposób.
Przewodnik jest dla mnie kompendium wiedzy, zbiorem informacji, wskazówką, inspiracją, a nie wyznacznikiem moich opinii na temat restauracji.
Co szczególnie wbudziło moje zainteresowanie?
1. Prawdziwymi gwiazdami przewodnika oraz Gali byli szefowie kuchni. W większości opisów restauracji zamieszczonych w przewodniku, jeden akapit opisuję sylwetkę głównodowodzącego kuchnią.
2. Porządny research, a także opis pozastołecznych restauracji. Do tej pory podróżujący po Polsce głodny człowiek posiłkował się statusem: „Gdzie zjeść w ...” - na dowolnym portalu społecznościowym:
3. W przewodniku zostały wymienione produkty regionalne, producenci (łącznie z informacją o tym gdzie można je nabyć), a także miejsca zakupowe. Miejsca wyselekcjonowano z dużą szczegółowością, o czym (w moim odczuciu) świadczy Pod hasłem Małopolska wymieniono Targ Pietruszkowy – mój ukochany krakowski bazar, który odbywa się tylko w sezonie wiosenno-letnim, w soboty, w godzinach od 8:00-13:00.
4. Prawdziwym i bolesnym minusem jest brak wersji angielskiej przewodnika. Jak bardzo ułatwiłoby to moje życie. Oczami wyobraźni widzę maile ze skanami stronic przewodnika i uprzejmymi prośbami niepolskojęzycznych znajomych o przetłumaczenie.
5. Tym co zwróciło moją uwagę i chwyciło za serce jest słownik pojęć. (s.232). W bardzo przystępny, łopatologiczny, ale zarazem życzliwy i nienadęty sposób wyjaśniono terminy takie jak „lassi”, „sous-vide” czy „panna cotta”. W kwadratowych nawiasach pokazano jak prawidłowo wymawiać obcojęzyczne nazwy. Dowiedziałam się, dlaczego będąc we Włoszech wzbudzałam intensywne zainteresowanie podczas zamawiania makaronu penne.
PENNE – makaron w kształcie rurek pochodzący z południa Włoch. W wymowie należy zaznaczyć podwójne „n” – inaczej mówimy po włosku o męskim narządzie płciowym.
6. Ukłony dla Łukasza Klesyka za redakcję tekstów. W moim prywatnym odczuciu, przewodnik po prostu miękko się czyta.
7. Nie ze wszystkimi opisami się zgadzam, zauważyłam sporo nieścisłości. Jednakże z większości unosi się aura życzliwości, szacunku dla ludzkiej pracy, podziw dla kreatywności, dopingowanie poszukiwań i prób. Na miejsca niewarte zachodu spuszczono zasłonę milczenia. Choć w przypadku takich lokali jak Casa Pablo w Warszawie pojawiają się palące pytania: nie spełniło standardów? Inspektorzy nie dotarli?
8. Z jednej strony restauracje oceniane są według wystandaryzowanych narzędzi, metodyki pozwalającej w obiektywny sposób ocenić restauracje. Z drugiej zaś, inspektorzy to normalni ludzie z krwi i kości. Trzeba wziąć poprawkę na to, że nie są to opinie krytyków kulinarnych tylko osób wyszkolonych w profesjonalnej degustacji. Dlatego w opisach mamy trochę twardej logiki, a trochę emocji.
9. Plus za docenienie wątku „wine & spirits” (wina i alkohole mocne). Pełne doświadczenie kulinarne to food & wine pairing, a nie tylko food. Może dożyję momentu kiedy podobna impreza będzie zorganizowana dla sommelierów, gdzie nagradzane będą najlepsze karty win.
10. Przewodnik ocenia tzw. customer expierience (doświadczenie gościa) w restauracji. Co za ulga! Restauracja to nie tylko jedzenie, a ocena nie kończy się i nie zaczyna na talerzu. Doświadczenie zaczyna się się od wejścia na stronę internetową w celu wykonania rezerwacji, po moment płacenia rachunku i wyjście z restauracji.
11. Obserwacje social mediowe pokazały, że prawie każdy z wyróżnionych w przewodniku szefów podziękował na forum publicznym swojemu zespołowi. Do tej pory było to wyjątkiem, a nie standardem.
12. Przewodnik lakonicznie wspomina o restauratorach, a właściciele lokali nie byli zaproszeni na Galę. Ten fakt wywołał lawinę pytań. Wśród nich najważniejsze. Czy idziemy do restauracji dla szefa kuchni czy właściciela? Odpowiedź wydaje się być oczywista, ale gdyby nie restaurator i jego inwestycja szef kuchni mógłby szefować najwyżej w domowym aneksie kuchennym. (Ale to temat na odzielną dyskusję).
13. Dziś już wiem czym jest "nitrobazylia" (odpowiedź znajduje się na stronie 183).
Wydanie przewodnika wywołało jeszcze jedną gwałtowną refleksję. Doceniajmy się nawzajem, motywujmy do bardziej wytężonej i efektywnej pracy. Bardziej profesjonalych usług, które świadczymy, a także do większej życzliwości, która jest w tej branży dobrem reglamentowanym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz