środa, 3 grudnia 2014

Bloger vs. szef kuchni. Ostateczne rozwiązanie kwestii wojennej

Co zrobić kiedy na klei się rozmowa szef kuchni-dziennikarz. Asem w rękawie, by powrócił żar dyskusji jest bloger kulinarny. Spośród wszystkich szefów kuchni z którymi miałam okazję porozmawiać ŻADEN nigdy nie wypowiedział się pozytywnie na temat blogera kulinarnego. 


René Magritte, Decalcomania, 1966/ źródło: artscenecal.com

Zamiast przytaczać litanię argumentów pokusiłam się o stworzenie okolicznościowego diagramu, który zawiera przymiotniki jakimi najczęściej opisywany jest BK przez skrzywdzonych kucharzy. 


I – Infantylny


D – Drobiazgowy



I - Irytujący



O – Obłudny



T - Tchórzliwy



A – Arogancki



Zauważyłam, że biadowanie i wieszanie psów na BK przez kucharzy nadal niewiele wniosło w poprawę jakości polskiej blogosfery, a tym bardziej gastronomii. Powstaje więcej blogów (5242 - dane wg Durszalak.pl z dnia 3.12.2014 r.). Blogerzy opisujący lokale coraz pewniej zachowują się w restauracjach. Niestety, w wielu przypadkach postawa roszczeniowa zastępuje takt i kulturę osobistą. Ciekawość i chęć zdobycia wiedzy w wydaniu niektórych ociera się o granicę między dopytywaniem, a poniżaniem obsługi. 

Z drugiej strony szefowie kuchni zasłaniają się argumentem, że przecież to oni spędzają długie godziny w kuchni, mają kilkunastoletnie doświadczenie praktyczne, a niedouczony szczyl z dostępem do internetu jest stanie w ciągu 10 minut brutalnie obśmiać ich słabszy dzień. 


I jedni i drudzy mają rację w tym sporze, który przypomina nieco konflikty jakie miało się się z rodzicami i nauczycielami między 13 a 18 rokiem życia. 

Czas pomyśleć, co zrobić kiedy polska gastronomia wyjdzie z wieku cielęcego i wejdzie w okres dojrzałości? Boksowanie się argumentami nie wnosi nowej jakości oprócz straty cennej na zmiany energii. Jak jesteśmy na to przygotowani?


Ostatnio byłam świadkiem, jak jeden z szefów wspominał warsztaty na których jeden z blogerów oglądał topinambur z równie wielką ciekawością i zaskoczeniem co przechodzeń, który znalazł na ulicy kilogram białej trufli z Alby. Natychmiast pojawiło się pytanie: zamiast obśmiewać czyjś brak wiedzy, co robisz by podzielić się swoją?


Antidotum na trudne sprawy tkwi w dwóch słowach: wiedza i dzielenie się. Dzielenie się wiedzą jest determinantą zmian. Profesjonalnego blogera kulinarnego powinien cechować głód wiedzy, a nie głód zaproszeń na bezpłatne degustacje. Profesjonalnego szefa kuchni natomiast chęć dzielenia się swoją wiedzą. 

W swoich marzeniach widzę kucharzy, którzy przeznaczają swą energię na edukowanie innych zamiast na narzekanie na poziom polskiej blogosfery. Pojawia się coraz więcej światełek w tunelu. Szefowie kuchni schodzą z wydawek, pojawiają się na ciekawych seminariach (Wojciech Modest Amaro – i dyskusja z Jackiem Szklarkiem podczas Slow Food Festivalu Terra Madre), piszą świetne teksty (Adam Chrząstowski, Sergiusz Hieronimczak), prowadzą warsztaty produktowe (Artur Moroz), wychodzą z kuchni by porozmawiać z gośćmi (Bogdan Gałązka), potrafią za pomocą inteligentnej argumentacji wyjaśnić styl swojego gotowania, cel użytych produktów.

I coraz więcej blogerów korzysta z tej bogatej oferty, a ich teksty cechuje wyższy poziom profesjonalizmu i odpowiedzialność za słowo. Wielokrotnie na tym blogu wspominałam, że gastronomia (towaroznawstwo, technologie, wina etc) to dziedzina bez dna. A przyłapanie kogoś na niewiedzy nie jest specjalnie trudne. Nie chodzi o to by łapać się za słówka, ale zrobić coś samemu by dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem. Najlepsze w dzieleniu się jest dzielenie się. Posypuję głowę popiołem i od dziś zaczynam od siebie.





1 komentarz:

  1. "Profesjonalnego blogera kulinarnego powinien cechować głód wiedzy, a nie głód zaproszeń na bezpłatne degustacje."- święte słowa! To mówiłam ja- głodny wiedzy bloger kulinarny amator ;)

    OdpowiedzUsuń