Wiedziałam, że tak będzie. Jak zwykle nie poszłam do Tate Gallery, tylko jak cham utknęłam na trzy godziny w księgarni kucharskiej. Zamiast podziwiać katedrę Westminsterską, wessało mnie do świątyni akcesoriów kuchennych w Fortnum&Mason. Wyszłam
stamtąd w lekkim stanie podgorączkowym, bo tylu hitów,nowości,ułatwień,cywilizacyjnych nowinek przeznaczonych dla fanatyków kuchni nie widziałam jeszcze w jednym miejscu.
Pierwszą
reakcją na Londyn był szok temperaturowy. Jak wylatywałam z Krakowa, było prawie 30 stopni, a jak tylko wysiadłam z samolotu na płytę lotniska Standsted uderzyła we mnie ściana deszczu. Jako zmokła kura smutno potoczyłam się w kierunku transportu do centrum.
Chłodne powitanie nie okazało się preludium do czegoś gorszego. Później każdy dzień składał się z serii nieprawdopodobnych przypadków, które jak poskładać w całość, to uśmiech nie schodzi mi z twarzy, bo poznałam świetnych ludzi, którzy jeszcze bardziej zmotywowali mnie do działania.
Plan był taki: restauracje, kawiarnie- wszędzie tam gdzie karmią, a ponadto sklepy z żywnością, wyposażaniem
kuchennym, kilka umówionych spotkań. Żeglowałam pomiędzy dwoma biegunami: od
fine dining przy designerskich talerzach po plastikową michę pełną tajskich
specjałów. Od ulicznego straganu, po ekskluzywne domy towarowe z piętrami
przeznaczonymi specjalnie dla pasjonatów jedzenia i kucharzy.
Frontum & Mason, położony przy Picadilly Street, niedaleko Green Parku. Inspirujące miejsce, pełne przepychu, czerwonych dywanów, trufli, pralin, niewidocznej obsługi, złota i fontanny z szampana.
Będąc w środku miałam chwilę wahania, czy wyjąć aparat. W
wielu sklepach w Londynie już na szybie przed wejściem wisi zakaz
fotografowania ze względu na prawa autorskie. Ośmieliłam się dopiero kiedy
minęła mnie grupa Japońskich turystów. W przeciwieństwie do mnie, wcale się nie
patyczkowali i robili zdjęcia wszystkiemu co się rusza (załapałam się z nimi na
jazdę w windzie i fotki z ręki).
Nie będę opisywać jaką niesamowitą energię ma Londyn. Tutaj można nie tylko poznawać ale co ważniejsze- odkrywać. Za każdym razem jak wsiadałam do metra myślałam o roli przypadku w życiu. Że wsiadając do wagonu 8 zapewne będziemy jechać na śledzia, ściśnięci między wszystkimi narodami świata, ale już wybierając wagon 2 może się okazać, że ktoś wsiadł dokładnie z takim samym zamiarem i po 25 minutach z obcej osoby rokuje na przyjaciela.
Ale o tym w następnym odcinku. W trzech różnych miejscach: Texture, Villandry, TINAKA. Troje różnych ludzi, którzy dedykując życie miłości do kuchni stworzyli całkiem dobrze prosperujące biznesy.
Zazdroszczę, zazdroszczę i jeszcze raz zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się wycieczka do Londynu i "zwiedzanie" takich cudownych miejsc.
Podejrzewam, że gdyby mnie wpuszczono do księgarni kucharskiej to na 3 godzinach by się nie skończyło..
Kocham wszystko co związane z gotowaniem, dobrym jedzeniem, kuchnią.. ;)
Berunia, cieszy mnie, że dzielimy tą samą pasję. Do Londynu wybiorę się jeszcze nie raz, bo przeprowadza się tam moja dobra przyjaciółka. Zapraszam na wspólne zwiedzanie, bo póki co zobaczyłam 1/100 tego co jest do zobaczenia. Wyglądaj drugiej części kulinarnego Londynu, bo nie dałam rady zmieścic wszystkiego w jednej notce.
UsuńPiekne zdjecia i ciekawa relacja - przeczytalam z przyjemnoscia, gdyz bylam tam kilka miesiecy temu. Ale Fortnum Mason specjalnie mnie nie zachwycil, troche taki disneyland jak dla mnie. Znam ciekawsze miejsca dla fanatykow kuchni i to na dodatek z normalniejszymi cenami. Czym mnie zachwycil jednak Londyn, to tym, ze mozna niebywale tanio dobrze zjesc!
OdpowiedzUsuńDziękuje miss_coco. Faktycznie Fortnum&Mason to taki kulinarny Disneyland, ale kto by nie chciał choć raz tam pojechać? Poleć mi ciekawe miejsca, chętnie zobaczę następnym razem. W bardziej przyjaznych cenowo miejscach też była. Nie napisałam tego w tytule notki, ale to na razie pierwsza część relacji z Londynu.
UsuńMiło mi Ciebie gościć na smaklicku. Jak mieszkałam w Belgii często korzystałam z Twoich przepisów. Gratuluje Ci bloga.
Pozdrawiam ciepło z deszczowego Londynu. Miło było spotkać w Villandry :)
OdpowiedzUsuńSmacznie tu!
G.