Coraz częściej łapię się na tym, że kiedy zwiedzam nowe miejsca, to zamiast zobaczyć najważniejsze zabytki, muzea, kościoły, rynki - zwiedzanie zaczynam od researchu kulinarnego.
Ducha miejsc odkrywam poprzez smaki. Tworzę mapy kulinarne poszczególnych miast. Unikam modnych miejsc, wyróżnionych we wszystkich przewodnikach- choć się na nie obrażam. Czasem warto posłuchać rad innych. Podążam za wskazówkami tubylców, a także obserwuje, w jakich restauracjach jest komplet. Czytam menu przed wejściem, patrzę na wystrój, a przede wszystkim na oświetlenie. To czego unikam jak ognia, to bijące po oczach „górne światło”. Zbyt agresywne oświetlenie nie sprzyja komfortowi kolacji. Na jedzeniu, odwiedzaniu sklepów z wyposażeniem kuchennym, lokalną żywnością, księgarniach dla kucharzy- spędzam tak wiele czasu, że nie starcza mi go później na właściwe zwiedzanie.
Jutro wyjeżdżam w miejsce, w którym ostatnio byłam 5 lat temu- zawsze przelotem, przejazdem, przy okazji: Tym razem L. -będziemy mieli dla siebie więcej czasu.
W małej walizce: dwa aparaty, dwa notesy, garść notatek, polskie delicje- prezenty do rozdania, 3-cia część Kill Grilla, kosmetyczka, minimum odzieżowe i dobry płaszcz przeciwdeszczowy.
Ruszam w drogę!
Trzymajcie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz