Do warsztatów skłoniła mnie nie tyle wiara, że w ciągu
trzech godzin będę gotowała jak Rene Redzepi, ale ostatnia wizyta w Londynie. Poznałam
tam przemiłego Włocha Silvio, który oprócz prowadzenia swojej firmy
produkcyjnej zajął się organizowaniem profesjonalnych warsztatów kulinarnych- z
jedzenia i o jedzeniu.
Z wielką pasją opowiadał mi, że bardziej od gotowania kręci go cały socjologiczno-psychologiczny teatr jaki rozgrywa się podczas warsztatów. Jak początkowo skrępowana sytuacją grupa powoli przełamuje lody, a wspólna praca: obróbka składników, wymyślanie garnirunku, podział obowiązków- w naturalny sposób to ułatwiają.
Stwierdziłam, że muszę to przeżyć na własnej skórze.
Menu na wieczór przedstawiało się następująco:
10 x Pasjonatów
1 x Kucharz (Przemek Klima: Tamka 43, Ancora)
1 x Mistrz ceremonii i organizator (Krzysiek Kwapiński: www.latający talerz.pl)
1x Recenzent i paparazzo –Laura Osęka: www.booksforcooks.pl
Na początek małe wprowadzanie. Jak wpiszemy w wyszukiwarkę obrazów Google: NOMA- widoki będą co najmniej zatrważające. Ale pasjonatom kulinarnym nie trzeba tłumaczyć co to znaczy. Miejsce okrzyknięta już trzeci raz z rzędu najlepszą restauracją świata.
Rene Redzepi pół- Duńczyk pół-Albańczyk stworzył nie tyle dobrą restaurację,co miejsce kultowe i model do naśladowania.
Podzieliliśmy się na 2-3 osobowe zespoły. Dostaliśmy
przepisy i wtedy nastąpiła lekka konsternacja. Z jedzeniem a’la Noma jest trochę jak z dziełami
sztuki. Idziemy do muzeum: oglądamy obrazy, zachwycamy się, wiemy co dobre, znamy się. Ale już mało kto ma prawdziwe arcydzieło u siebie na chacie.
Kulinarne aranżacje a'la Noma na pewno nie należą do najłatwiejszych. Są to przepisy trudne, problematyczne, wymagające koncentracji,
dobrej techniki, czasu i jak się później
okazało masy cierpliwości.
Raczej bym się nie porwała na haute cuisine w takim wydaniu w domowym anturażu, ale warsztaty były doskonałą okazją by pobawić się trudnymi przepisami.
Dużym problemem są nie tyle umiejętności techniczne, czy
braki sprzętowe, ale brak dostępności do składników. O ile Rene Redzepi wygrzebuje je spod ziemi (dosłownie)o tyle my
nie zawsze mamy taką możliwość.
W kwestii dostępu do produktów trzeba działać
samemu. Tutaj Kris (organizator warsztatów) pokazuje przydomową plantację smardzów.
Moja grupa miała za zadanie przygotowanie czipsów ziemniaczanych z anyżem i czekoladą. Z dziewczynami trochę zmodyfikowałyśmy przepis.
Przemek Klima (pierwszy z prawej), który niedawno zakończył stażowanie w kopenhaskiej Nomie na co dzień pracuje w warszawskiej restauracji Tamka 43. Na warsztatach cierpliwie tłumaczył i pomagał.
Mowa końcowa Krzyśka, a w tle niestrudzony paparazzo, czyli Laura z Books for Cooks. Zdjęcia jej autorstwa można zobaczyć tutaj:
Album z oryginalnymi przepisami prosto z NOMY otrzymał Sebastian. Jury, czyli Laurę, Krzysia i Przemka ujął swoją cierpliwością i konsekwencją. Przez trzy godziny, bez mrugnięcia okiem walczył z produkcją kożuchów.
I pod koniec warsztatów przypomniały mi się słowa Silvio: Food is a medium. It brings people together. I dokładnie tak było.
bardzo to wszystko ciekawe :) tylko interesowałby mnie jeszcze efekt końcowy Waszego dania i najlepiej jeszcze przepis. Smakowały Wam te chipsy? :)
OdpowiedzUsuńChantel,
OdpowiedzUsuńBardzo słuszna uwaga- brakuje przepisu. Na drugim zdjęciu od góry na kartce papieru z logo NOMA są podane składniki. Zrobię wkrótce update z dokładnym przepisem.
Czipsy miały bardzo ciekawy smak- gorzka czekolada, ziemniak, chilli, nugat orzechowy, dodatkowo ozdobiliśmy je świeżymi kwiatami bzu:)