czwartek, 2 sierpnia 2012

Dlaczego nie wpuszczać blogera kulinarnego do swojej restauracji?

Wraz z pojawieniem się tysięcznego bloga kulinarnego nastąpił koniec ery totalitarnej restauratorów. Nadszedł czas kulinarnej demokracji i pluralizmu w wyrażaniu poglądów. Serdecznie współczuje wszystkim restauratorom. 

Do tej pory blady strach budziła co najwyżej kontrola sanepidu. Niezadowoleni goście najczęściej pozostawali bezbronni wobec patologii jaka działa się w restauracjach. Profesjonalni krytycy kulinarni to zjawisko występujące w przyrodzie na tyle rzadko, że trudno mówić o ich realnym wpływie na nasze podniebienia.
Rozwój blogosfery kulinarnej napawa mnie optymizmem. Ludzie nie tylko zwracają uwagę na to gdzie jedzą, ale rozkładają swój posiłek na części pierwsze, są coraz bardziej wyedukowani w produktach, wiedzą czego wymagać od serwisu. 
Blogerzy, szczególnie ci którzy są liderami opinii w swojej działce, dzierżą potężny oręż. Ich fanpejdże facebookowe liczą po kilka, czasem kilkanaście tysięcy fanów. Jeśli te kilka tysięcy pomnożymy przez co najmniej 200 potencjalnych znajomych tych fanów, a później przez znajomych ich znajomych- zasięg przesyłu informacji rośnie w siłę. Opinia w blogosferze oznacza szybkość i dalekosiężność rażenia. Nie trzeba mówić, że ta krytyczna niesie się z prędkością błyskawicy. Mówię oczywiście o tej konstruktywnej i rozsądnej krytyce, a nie pieniackim hejterstwie. 

No pictures, please
Moje politowanie budzą miejsca, gdzie mamy do czynienia z zakazem robienia zdjęć (bez flesza). Oznacza to dla mnie nieskończoną głupotę personelu zarządzającego restauracją oraz ignorancję właścicieli. Bloger kulinarny, który z jakiejś przyczyny przychodzi skrytykować i opisać nasz lokal to DARMOWA i ZAWSZE SKUTECZNA reklama. Mówię tu oczywiście o fotografowaniu dań, wnętrza  a nie personelu. Jak chcemy mieć focie ładnych kelnerek grzecznie poprośmy o zgodę i liczmy, że nie dostaniemy w twarz.
Chyba, że mamy coś do ukrycia i nie chcemy aby czujne oko aparatu zarejestrowało podgniłą rukolę w sałacie, źle usmażoną kaczkę, kurz na lustrach i brudne karty menu. Dobrze prowadzony lokal z porządną, dobrej jakości kuchnią nie ma takich obaw, bo jakość jest zawsze taka sama, dania wydane tak samo, kucharz w tym samym doskonałym humorze, serwis przeszkolony, a kieliszki do wina czyste. Dobry lokal nie ma gorszych i lepszych dni. 

Nasza opinia, ich marzenia

Apeluje z tej strony  do wszystkich blogerów z działki recenzenckiej. Apeluję o rozsądną krytykę popartą wiedzą, względnie wyrobioną smakowością i rozsądkiem. Każda restauracja zbudowana była kiedyś z marzeń. Miejmy to na uwadze zanim zmieszamy z błotem czyjś dorobek życia. Żeby nasza opinia była w jakiś sposób wartościowa trzeba dużo czytać, często wyjeżdżać, odwiedzać nowe miejsca i przede wszystkim słuchać mądrzejszych od siebie. Dawkujmy krytycyzm wywołany złymi emocjami. Pamiętajmy, że zła karma wraca. Bądźmy wyrozumiali dla drobnych niedociągnięć do których ktoś potrafi się przyznać i robi to z uśmiechem. Nie miejmy litości dla kłamstwa i marnej jakości. Parafrazując Steve’a Jobsa:

Stay hungry, stay reasonable!




*Kilka porad o tym jak fotografować i nie wylądować w sądzie: tutaj.
via:wawawiwadesign.tumblr.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz