Wraz z pojawieniem się
tysięcznego bloga kulinarnego nastąpił koniec ery totalitarnej
restauratorów. Nadszedł czas kulinarnej demokracji i pluralizmu w wyrażaniu
poglądów. Serdecznie współczuje wszystkim
restauratorom.
Do tej pory blady strach budziła co najwyżej kontrola sanepidu.
Niezadowoleni goście najczęściej pozostawali bezbronni wobec patologii jaka
działa się w restauracjach. Profesjonalni krytycy kulinarni to zjawisko
występujące w przyrodzie na tyle rzadko, że trudno mówić o ich realnym wpływie
na nasze podniebienia.
Rozwój blogosfery kulinarnej
napawa mnie optymizmem. Ludzie nie tylko
zwracają uwagę na to gdzie jedzą, ale rozkładają swój posiłek na części pierwsze, są
coraz bardziej wyedukowani w produktach, wiedzą czego wymagać od serwisu.
Blogerzy, szczególnie ci którzy są liderami opinii w swojej działce, dzierżą
potężny oręż. Ich fanpejdże facebookowe liczą po kilka, czasem kilkanaście
tysięcy fanów. Jeśli te kilka tysięcy pomnożymy przez co najmniej 200 potencjalnych
znajomych tych fanów, a później przez
znajomych ich znajomych- zasięg przesyłu informacji rośnie w siłę. Opinia w
blogosferze oznacza szybkość i dalekosiężność rażenia. Nie trzeba mówić, że ta krytyczna niesie
się z prędkością błyskawicy. Mówię oczywiście o tej konstruktywnej i rozsądnej
krytyce, a nie pieniackim hejterstwie.
No pictures, please
Moje politowanie budzą miejsca,
gdzie mamy do czynienia z zakazem robienia zdjęć (bez flesza). Oznacza to dla mnie
nieskończoną głupotę personelu zarządzającego restauracją oraz ignorancję
właścicieli. Bloger kulinarny, który z
jakiejś przyczyny przychodzi skrytykować i opisać nasz lokal to DARMOWA i ZAWSZE
SKUTECZNA reklama. Mówię tu oczywiście o fotografowaniu dań, wnętrza a nie personelu.
Jak chcemy mieć focie ładnych kelnerek grzecznie poprośmy o zgodę i liczmy, że
nie dostaniemy w twarz.
Chyba, że mamy coś do ukrycia i nie chcemy aby czujne oko aparatu zarejestrowało podgniłą rukolę w sałacie, źle usmażoną kaczkę, kurz na lustrach i brudne karty menu. Dobrze prowadzony lokal z porządną, dobrej jakości kuchnią nie ma takich obaw, bo jakość jest zawsze taka sama, dania wydane tak samo, kucharz w tym samym doskonałym humorze, serwis przeszkolony, a kieliszki do wina czyste. Dobry lokal nie ma gorszych i lepszych dni.
Chyba, że mamy coś do ukrycia i nie chcemy aby czujne oko aparatu zarejestrowało podgniłą rukolę w sałacie, źle usmażoną kaczkę, kurz na lustrach i brudne karty menu. Dobrze prowadzony lokal z porządną, dobrej jakości kuchnią nie ma takich obaw, bo jakość jest zawsze taka sama, dania wydane tak samo, kucharz w tym samym doskonałym humorze, serwis przeszkolony, a kieliszki do wina czyste. Dobry lokal nie ma gorszych i lepszych dni.
Nasza opinia, ich marzenia
Apeluje z tej strony do
wszystkich blogerów z działki recenzenckiej. Apeluję o rozsądną krytykę popartą
wiedzą, względnie wyrobioną smakowością i rozsądkiem. Każda restauracja zbudowana była
kiedyś z marzeń. Miejmy to na uwadze
zanim zmieszamy z błotem czyjś dorobek życia. Żeby nasza opinia była w jakiś sposób wartościowa trzeba dużo czytać, często wyjeżdżać, odwiedzać nowe miejsca i przede wszystkim słuchać mądrzejszych od siebie.
Dawkujmy krytycyzm wywołany złymi emocjami. Pamiętajmy, że zła karma wraca. Bądźmy wyrozumiali dla drobnych
niedociągnięć do których ktoś potrafi się przyznać i robi to z uśmiechem. Nie
miejmy litości dla kłamstwa i marnej jakości. Parafrazując
Steve’a Jobsa:
Stay hungry, stay reasonable!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz