Smaklick to prosty człowiek o
mentalności kotleta schabowego. Kiedy jeszcze byłam pełzającym żuczkiem
studencikiem szczytem kulinarnego wyrafinowania była dla mnie wyprawa z Krakowa
do Warszawy i zajadanie się pieczywem francuskim w Charlotte przy jednoczesnym
nacieraniu się tartą bułką za 7 zł również marki Charlotte. Wracałam wtedy do
Krakowa jeszcze ociekając skrobią i parując tanim chardonnay i dumałam…czy
taki Plac Zbawiciela będzie kiedyś przy Rynku Głównym?
Jak pokazała historia i do
Krakowa zawitała Charlotte. Na szczęście ruszyłam dalej i zobaczyłam jak
wygląda wyrafinowanie. Musiałam się
zmierzyć z perfekcją.
Kolacja zdarzyła się w De Panne w Belgii. To mała nadmorska miejscowość położona wzdłuż wybrzeży Morza Północnego. Jest najdalej na północ wysuniętym punktem Belgii. Uwielbiam tamtejsze plaże. Są szerokie, piaszczyste, oddzielone od cywilizacji grubym pasem wydm. Unosi się nad nimi nostalgia. Czas plaży wyznacza rytm przypływów i odpływów. Nic więc dziwnego, że w takim miejscu Stéphane Buyens postanowił otworzyć swoją wymarzoną restaurację.
Podsumowanie, że wszystko było
smaczne byłoby niedomówieniem graniczącym z ignorancją. Dlatego opiszę
tylko składniki i dania, które otarły się w moim przekonaniu o rewelację.
W Belgii jeszcze przed właściwą przystawką podaje się "hapje" (ang.bite). Jest to miniaturowa zakąska, która ma na celu podkręcić nasz apetyt. Poniżej sok z zielonej sałaty z pianką z białego pomidora. Wyciskacz łez jeszcze przed właściwą rozgrzewką.
Po prawej stronie maatjes (ang.baby herrings) z posiekanym jabłkiem, rzodkiewką w płynie aromatyzowanym limonką.
Kulki z wydrążonego melona w dressingu z avokado oraz sorbetem z czerwonego buraka. W roli głównej delikatnie gotowana makrela.
Gładzica z tapenadą z langustyny z dodatkiem suszonej szynki. Dodatkowo: kawior z bakłażana, czerwona papryka, cukinia, w letniej emulsji z zielonej herbaty, limonek i miodu.
"Pot au feu" i bretoński homar.
Plastry młodej wołowiny z Koekelare, chutney z pomidorów i karczocha, sos "marchand de vin en marinade"
Przed deserem też była rozgrzewka. Powolna gra wstępna towarzyszyła każdemu posiłkowi.
"Verse frambozen uit de streek"-czyli w wolnym tłumaczeniu świeże maliny z krzaczora. Sorbet lodowy z oliwy z oliwek, krokant sezamowy- całość przyprószona grejpfrutową bazylią oraz czarnym mielonym pieprzem.
Ciasteczko do kawy?
Wnętrze utrzymane w ciepłej kolorystyce ciemnych zieleni i drewna. Wspaniale dobrane oświetlenie skutecznie uniemożliwiające mi wykonanie zdjęć, ale w pełni spełniało swoją rolę- tworzyło przytulną i elegancką atmosferę.
Szef kuchni to belgijska gwiazda gastronomii Stéphane Buyens. Jest autorem kilku książek kucharskich. Był gospodarzem flamandzkiego "Master Chefa". Od 2005 roku jest prezesem najstarszego belgijskiego stowarzyszenia zrzeszającego belgijskich szefów kuchni.
Nikt z obsługi nie przeoczył faktu, że robiłam zdjęcia i ukradkowe notatki. Na koniec kolacji szef kuchni podarował mi oryginalne menu restauracyjne, gdyż słusznie przewidział, że przyda mi się do recenzji.
Później nalegał na wspólne zdjęcie, więc ostatecznie się zgodziłam. Fanom się nie odmawia.
To nie była zwykła kolacja albo wspaniały posiłek. Miałam okazję znaleźć się w samym środku kulinarnego spektaklu, który rozgrywał się przed moimi oczami, w mojej głowie i na podniebieniu. Czerwony przewodniku, nie zawiodłeś mnie. Hostellerie Le Fox to miejsce, gdzie je się sercem.
HLF w letnim rankingu Smaklicka otrzymuje czerwoną kropkę |
to chyba najlepszy i najciekawszy post jaki przeczytałam odkąd jestem na durszlaku ! ;D
OdpowiedzUsuńKłaniam się. Zapraszam częściej.
UsuńPatiniu, jak Ty piszesz, to ja placze ze smiechu i (przyznam sie) ze wzruszenia, ze takiego mistrza lekkiego piora moge znac. Zapraszam Cie jak najpredzej na kolacje i wyegzekwuje wspolne zdjecie! Fanom sie nie odmawia :*
OdpowiedzUsuńJestem fanką Twoich kolacji. Zdjęcie będzie w gratisie.
Usuń