Nie jest
sztuką przyjechać do Warszawy i dobrze zjeść. Może dobrze (i w sympatycznej cenie) jest
już pewnym wyzwaniem.
Sztuką jest
odnaleźć się na kulinarnej pustyni w miejscu, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach
nie myśli o jedzeniu. Do Oświęcimia przyjeżdża w jednym celu: odwiedzenia
Muzeum Auschwitz, albo też jak ja: celem odwiedzenia przyjaciół. Nic nie
poradzę, że ziemia oświęcimska rodzi fascynujące, zabawne, ciekawe i zbuntowane
osobowości.
Małe
miasta to zazwyczaj: kebab i pizzeria. Oświęcim nie jest małą
miejscowością, ale odnalezienie miejsca, gdzie można dobrze zjeść stanowi pewne
wyzwanie. Namierzenie lokalu, który nie jest franczyzą wielkiego koncernu
wymaga dużego samozaparcia, instynktu łowcy, przygodnych szantaży i odwagi.
Dzisiaj
będzie krótko i dosadnie. Jeżeli kiedyś będąc w Oświęcimiu, będziecie chcieli
zjeść prosty i domowy posiłek po którym odruchowo wbiegniecie na kuchenne zaplecze w poszukiwaniu swojej babci- wybierzcie się do Jadłodajni Promyk.
Miejsce, gdzie nie odważyłabym się wejść (znajduje się w piwnicy bloku mieszkalnego)
skierowali mnie tubylcy, którzy mieszkają w Oświęcimiu od dziecka i znają lokalny rynek od
podszewki. W Promyku czeka na nas prosta, niezobowiązująca, niedietetyczna i szczera kuchnia. Ceny w karcie odsłyłają nas do klimatu filmu "Las Vegas Paraono" i oscylują między magicznym 2,50 a 14 zł.
Kluski śląskie (dla przypomnienia: lokal znajduje się województwie małopolskim) to miły przerywnik pomiędzy kulinarnymi eksperymentami, których ostatnio mi nie brakuje. Mimo tego, że w nazwie lokalu zakradło się niepolskie słowo: catering- Promyk wciąż pozostaje miejscem, gdzie marchewka wygląda jak marchewka, ludzie bez krępacji i z uśmiechem na ustach zajadają de volaille'a i patrzą na mnie jak na idiotę, kiedy robię zdjęcia swojemu talerzowi:)
Kluski śląskie (dla przypomnienia: lokal znajduje się województwie małopolskim) to miły przerywnik pomiędzy kulinarnymi eksperymentami, których ostatnio mi nie brakuje. Mimo tego, że w nazwie lokalu zakradło się niepolskie słowo: catering- Promyk wciąż pozostaje miejscem, gdzie marchewka wygląda jak marchewka, ludzie bez krępacji i z uśmiechem na ustach zajadają de volaille'a i patrzą na mnie jak na idiotę, kiedy robię zdjęcia swojemu talerzowi:)
Chcę tam! :) Nic na to nie poradzę, że lubię parówki :)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy polubiłabyś ziemniaka z parówką, ale spokojnie możesz zaryzykować swoją miłość do parówek;)
Usuń