Polska gastronomia jest bogata w zjawiska paranormalne.
Uwielbiamy to co (tak naprawdę) nie istnieje. Doskonałym przykładem jest kuchnia
włoska. Włożenie do jednego italo-worka historii wszystkich dwudziestu regionów jest dość daleko idącą generalizacją. W końcu kuchnia
Piemontu jest zupełnie inna od kuchni toskańskiej. Faktem pozostaje, że o ile
możemy dywagować na temat nazewnictwa i pochodzenia dań – najważniejsze we
Włoszech jest jedzenie. A największą przyjemnością własne poszukiwania tego
czego szukamy w kulinariach: smaku, autentyczności, kreatywności, zachwytów, (fajnych szefów kuchni).
Po raz pierwszy chyba nie polecę miejsc do jakich warto się wybrać. Rada by starać się omijać te najbardziej turystyczne też się nie
sprawdzi. W turystycznych przybytkach również zjemy dobrze, ale będzie tam
bardziej tłoczno. I drożej.
Gdzie pójść i co warto zjeść?
1. Ulica,
oddalona nieco dalej od centrum (Via del Boschetto), a na niej kilka małych restaurcji. W jednej z nich zjedliśmy lancz. Rachunek za przystawkę, dania główne, wino i wodę zamknął się w 40 euro. Dla
dwóch osób. Należy wybierać miejsca tłoczne, z przewagą ludu włoskiego.
Via del Boschetto |
Na przystawkę: mozarella di bufala, której smak opisywałam w poprzednim poście oraz scamorza grilgliata con spinaci e funghi. |
Od lewej: Tonarelli cacio e pepe i sałata z rukoli z gruszką i parmezanem. |
2. Trastevere
– to taki odpowiednik krakowskiego Kazimierza lub warszawskiej Poznańskiej.
Tętniąca życiem dzielnica, gdzie wieczorami bawi się młody Rzym. Luciano,
który w Rzymie mieszka dłużej niż ja żyję, polecił nam
restaurację Il Duca. Lepiej zrobić rezerwację, jeżeli nie chcecie podzielić naszego losu i czekać godzinę na wolny stolik. Choć gwarantuję, że każda minuta
czekania jest tego warta.
|
Życie nocne Trastevere. |
3. Napewno
słyszeliście, że najlepsze lody kręcą pod Panteonem. Potwierdzam.
Osobom o słabej głowie i kierowcom nie polecam lodów o smaku szampana. |
4.Karchoczy
pod każdą postacią.
5.Makarony.
To danie, którego nigdy nie zamawiam w restauracjach. W Rzymie zamawiałam
zawsze.
Od lewej: tonarelli cacio e pepe maccheroni all'amatriciana, maccheroni alla gricia. |
Magię Rzymu objawia się w drobnych szczegółach i niedogodnościach. Krany przysparzają mi często dużo stresu, ale ten z którym musiałam się zmierzyć w pewnym rzymskim bistro okazał sie jednym z lepszych. Po 15 minutach siłowania się z kurkiem, histerycznych próbach przechytrzenia fotokomórki - poddałam się i wytarłam namydlone dłonie w suchy, papierowy ręcznik. Kiedy wróciłam do stolika (ze śladami walki z rzymską hydrualiką), Ania nie pytając o co chodzi, powiedziała z kamienną twarzą: Pedał.
Wróciłam do łazienki i faktycznie tam był. Pedał, który służył do uruchomienia wody w kranie. Luciano, który urodził się w Rzymie wytłumaczył mi później, że w restauracyjnych zlewach jest to wymóg włoskiego odpowiednika naszego sanepidu.
Stolicę Włoch można polubić za to, że pozwala przechodzić przez pasy z godnością. W Rzymie nie zobaczysz biegnących w spazmatycznym pędzie przechodniów, którzy chcą przedostać się na drugą stronę ulicy na ostatnich mignięciach czerwonego. W mieście stylu, high fashion i wysokich obcasów – istnieje intytucja żółtego światła dla przechodniów.
Co wcale nie czyni ulic bardziej bezpiecznymi. Zwłaszcza po lodach z dodatkiem szampana.
Co wcale nie czyni ulic bardziej bezpiecznymi. Zwłaszcza po lodach z dodatkiem szampana.
Oj ile ja bym dała żeby tam teraz być ... i te lody :) Ach ...
OdpowiedzUsuń