poniedziałek, 18 listopada 2013

Kulinarna wycieczka po Rzymie

Polska gastronomia jest bogata w zjawiska paranormalne. Uwielbiamy to co (tak naprawdę) nie istnieje. Doskonałym przykładem jest kuchnia włoska. Włożenie do jednego italo-worka  historii wszystkich dwudziestu regionów jest dość daleko idącą generalizacją. W końcu kuchnia Piemontu jest zupełnie inna od kuchni toskańskiej. Faktem pozostaje, że o ile możemy dywagować na temat nazewnictwa i pochodzenia dań – najważniejsze we Włoszech jest jedzenie. A największą przyjemnością własne poszukiwania tego czego szukamy w kulinariach: smaku, autentyczności, kreatywności, zachwytów, (fajnych szefów kuchni).

Po raz pierwszy chyba nie polecę miejsc do jakich warto się wybrać. Rada by starać się omijać te najbardziej turystyczne też się nie sprawdzi. W turystycznych przybytkach również zjemy dobrze, ale będzie tam bardziej tłoczno. I drożej.


Gdzie pójść i co warto zjeść?

   1.  Ulica, oddalona nieco dalej od centrum (Via del Boschetto), a na niej kilka małych restaurcji. W jednej z nich zjedliśmy lancz. Rachunek za przystawkę, dania główne, wino i wodę zamknął się w 40 euro. Dla dwóch osób. Należy wybierać miejsca tłoczne, z przewagą ludu włoskiego.

Via del Boschetto
Na przystawkę: mozarella di bufala, której smak opisywałam w poprzednim poście oraz  scamorza grilgliata con spinaci e funghi.

Od lewej: Tonarelli cacio e pepe i sałata z rukoli z gruszką i parmezanem.
     2.  Trastevere – to taki odpowiednik krakowskiego Kazimierza lub warszawskiej Poznańskiej. Tętniąca życiem dzielnica, gdzie wieczorami bawi się młody Rzym. Luciano, który w Rzymie mieszka dłużej niż ja żyję, polecił nam restaurację Il Duca. Lepiej zrobić rezerwację, jeżeli nie chcecie podzielić naszego losu i czekać godzinę na wolny stolik. Choć gwarantuję, że każda minuta czekania jest tego warta.


Miejsce bezpretensjonalne, żywe z genialną kuchnią. Wcale nie odkrywczą i nawet mało estetyczną, ale jakość czuć było w każdym kęsie.

Życie nocne Trastevere.

         3. Napewno słyszeliście, że najlepsze lody kręcą pod Panteonem. Potwierdzam.



Osobom o słabej głowie i kierowcom nie polecam lodów o smaku szampana.
   
        4.Karchoczy pod każdą postacią.



     5.Makarony. To danie, którego nigdy nie zamawiam w restauracjach. W Rzymie zamawiałam zawsze.

Od lewej: tonarelli cacio e pepe maccheroni all'amatriciana, maccheroni alla gricia.
Magię Rzymu objawia się w drobnych szczegółach i niedogodnościach. Krany przysparzają mi często dużo stresu, ale ten z którym musiałam się zmierzyć w pewnym rzymskim bistro okazał sie jednym z lepszych. Po 15 minutach siłowania się z kurkiem, histerycznych próbach przechytrzenia fotokomórki - poddałam się i wytarłam namydlone dłonie w suchy, papierowy ręcznik. Kiedy wróciłam do stolika (ze śladami walki z rzymską hydrualiką), Ania nie pytając o co chodzi, powiedziała z kamienną twarzą: Pedał.

Wróciłam do łazienki i faktycznie tam był. Pedał, który służył do uruchomienia wody w kranie. Luciano, który urodził się w Rzymie wytłumaczył mi później, że w restauracyjnych zlewach jest to wymóg włoskiego odpowiednika naszego sanepidu.



Stolicę Włoch można polubić za to, że pozwala przechodzić przez pasy z godnością. W Rzymie nie zobaczysz biegnących w spazmatycznym pędzie przechodniów, którzy chcą przedostać się na drugą stronę ulicy na ostatnich mignięciach czerwonego. W mieście stylu, high fashion i wysokich obcasów – istnieje intytucja żółtego światła dla przechodniów. 

Co wcale nie czyni ulic bardziej bezpiecznymi. Zwłaszcza po lodach z dodatkiem szampana.


1 komentarz:

  1. Oj ile ja bym dała żeby tam teraz być ... i te lody :) Ach ...

    OdpowiedzUsuń