Klasę restauracji poznaje się po sumie z pozoru mało istotnych
szczegółów, do których jakości przykłada się heroiczną uwagę. Pieczywo w
restauracji to zapowiedź tego, co czeka nas później na talerzu. To wyraz
szacunku dla gościa, szczegół, w którym wyraża się filozofia restauracji. Ale
też kłopotliwy dodatek, zapychacz i killer deserów.
W czasach dziecięcych żyłam w naiwnym przekonaniu, że restauracja,
gdzie samodzielnie nie wypieka się pieczywa jest lokalem gorszego sortu. Szef
kuchni nadmorskiej belgijskiej brasserie gdzie pracowałam, zapytany przeze mnie
czego nie piecze bułek, popukał się w głowę. Nasz lokal był otoczony przez
francuskie piekarnie.
Innym razem byłam kelnerką w restauracji, która serwowała
wspaniałe pieczywo wypiekane przez panią Iwonkę. Po serwisie zdarzało nam się
zajadać (ukradkiem) bułkami z czarnuszką. Procederu zaprzestałyśmy, kiedy
koszule w rozmiarze S z trudem zaczęły się dopinać. Wtedy wszystkie jak jeden
mąż odżywiałyśmy się zgodnie z regułami diety Południowej Kurtyzany (South Beach). Tam nie było miejsca na gluten, węglowodany i bułki z czarnuszką. Pani Iwonka odżyła i mogła
skupić się na pracy, a nie na pilnowaniu jej skarbów. Bułeczki z czarnuszką
podawane z pastą truflową jako amuse bouche (a raczej czekadełko) do tej pory robią furorę w tej
restauracji. Zdarzało się, że goście po skończonej kolacji prosili o
uruchomienie sprzedaży tego specjału.
Kiedy goście bardziej ekscytują się pieczywem niż kolacją mamy do
czynienia z sytuacją patową. Trzeba rozważyć wówczas, czy nie przetransformować
biznesu w piekarnię.
Piec czy kupować? Dobrze jest trzymać odpowiedni poziom i wypiekać samemu (co nie zawsze jest możliwe i ma przełożenie na biznes) albo znaleźć świetną piekarnię, która zaopatrzy nas w bułki. Dla klienta ostatecznie będzie się liczyć co dostanie w wiklinowym koszyku przed kolacją, a nie czy restauracja ma świetnego piekarza na stałe, czy freelancera.
Piec czy kupować? Dobrze jest trzymać odpowiedni poziom i wypiekać samemu (co nie zawsze jest możliwe i ma przełożenie na biznes) albo znaleźć świetną piekarnię, która zaopatrzy nas w bułki. Dla klienta ostatecznie będzie się liczyć co dostanie w wiklinowym koszyku przed kolacją, a nie czy restauracja ma świetnego piekarza na stałe, czy freelancera.
Poniżej małe zestawienie pieczywa w różnych restauracjach. Jak
widać problem nie ogranicza się do pytania „jakie pieczywo” ale też „jak” je
podawać. Wiklinowe koszyczki uderzają w ambicję finediningowych szefów bardziej
niż caprese w menu. Dlatego pojawiają się różne zamienniki: łupki, kamienie
nagrobne, papierowe torebki, skórzane koszyczki, metalowe kubełki.
Przykład krajowy, czyli restauracja Aruana w Serocku. Sierpień 2013 |
Tamka 43 (kwiecień 2013). Pani kelnerka podchodzi z koszem i nakłada pieczywo szczypcami na talerzyk. O pieczywie w Tamce pisałam już tutaj. |
Amber Room, Warszawa. Lipiec 2013. Koszyk metalowy, na industrialnie. |
In de Wulf, Dronateur. Marzec 2013. Wspaniałej jakości pieczywo wypiekane na miejscu w piecu kamiennym w restauracyjnym ogrodzie. |
L'aquarium, Calais (Francja). Maj 2013. Półmetrowa bagietka jak na dwie osoby okazała się wyzwaniem. Pieczywem staram się zajadać oszczędnie, ale ilekroć jestem we Francji puszczają mi wszelkie hamulce. Mogę żyć na białych bagietkach.
A może w „gastronomii przyszłości” wcale nie będzie miejsca na pieczywo?
Zapraszam do zapoznania się z dyskusją na fanpage'u smaklicka dotyczącą standardów pieczywa w restauracjach.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz