piątek, 24 stycznia 2014

„Czy smakowało”? O granicach szczerości w restauracji

Każdy człowiek na świecie uważa się za szczerą osobę. Szczerość wymaga odwagi, a odwaga nas uszlachetnia. Bycie szczerym oznacza też, że nam zależy. 

Kiedy pytanie o tym „jak było” pada jeszcze przy restauracyjnym stole bywa, że mamy problem z grzecznym wyrażeniem swojego niezadowolenia. Zależy nam na ominięciu niezręcznej dyskusji. Jedyne czego w takiej chwili pragniemy to szybko oddalić się z miejsca nieszczęścia.
Kurtuazyjne pytanie ze strony obsługi nie będzie dzisiaj przedmiotem dyskusji, ale sytuacja kiedy szef kuchni osobiście pyta nas o opinię.


Miła i przytulna restauracja albo fine dining najwyższych lotów. Kiepskie jedzenie, gdzie nie tylko chodzi o subiektywne preferencje smakowe, ale o niedociągnięcia techniczne. Ości w rybach, w których nie powinno być, risotto przypominające wiosenne roztopy, kamień w musie z gęsiej wątróbki, sztućce owinięte w papierową serwetkę, gdzie ceny dań głównych mają trzy cyfry. Wszyscy są dla nas szalenie mili, starają się obsługiwać poprawnie (a najczęściej tak, jak najlepiej potrafią). Po czym przychodzi sakramentalne pytanie: I jak było? Podobało się? Smakowało? Człowiek w takiej sytuacji, chce jak najszybciej opuścić lokal, który wprawił go w zakłopotanie i przykry nastrój. Bąkamy coś pod nosem, płacimy i popłochu się oddalamy. Jeżeli prowadzimy działalność pamiętnikarską opisującą nasze restauracyjne doznania, często dopiero przed ekranem komputera dajemy upust swoim emocjom. Zgrzyt między tym co usłyszał od nas kucharz, a tym co przeczytał o swoich kreacjach może być niebezpieczny, o czym przekonał się brytyjski bloger James Isherwood w starciu z Claude Bosim, szefem kuchni londyńskiej restauracji Hibiscus.

Claude Bosi (via:foodarts.com)
James Isherwood wybrał się do dwugwiazdkowej restauracji „Hibiscus” prowadzonej przez Claude Bosiego. Po zakończonym posiłku pogratugulował szefowi kuchni i załodze sukcesu. Następnego dnia w internecie znalazła się bardzo kąśliwa recenzja Hibiscusa i jakości serowanych tam dań. Claude Bosi na swoim twitterze udzielił blogerowi porady.

"As a man you should say something to my face when I ask. Please buy yourself a pair of balls and play with them."

W wolnym tłumaczeniu określił blogera jako człowieka pozbawionego honoru.

Wpis Bosiego wywołał burzę na Twiterze. Część kucharzy  stanęła po stronie Claude gratulując mu, że miał odwagę sprzeciwić się nieetycznym zachowaniom ze strony blogerów.  Inni byli zażenowani jego agresywnym komentarzem i uważali, że szef kuchni takiej rangi nie powinien być małostkowy i wchodzić w potyczki słowne z blogerem. Z pozoru błaha sytuacja doczekała się serii artykułów i komentarzy gastronomicznego środowiska. Padły oskarżenia o przerośniętym ego top szefów kuchni, a z drugiej strony pytania o edukację i doświadczenie blogerów kulinarnych, które predestynują ich do wyrażania opinii  celujących w czyjś biznes.

Claude Bosi tłumaczył, że szanuje negatywne opinie, ale nie ma szacunku do tych, którzy nie potrafią skonfrontować swojej opinii w cztery oczy. Z drugiej strony restauracyjne doświadczenie blogera (odbiorcy) nie jest wartością constans. Jednego roku za szczyt wyrafinowania i kulinarnej fantazji uważamy carpaccio wołowe na rukoli, kolejnego stołujemy na przemian w Nolicie i Atelier Amaro, po to by za 10 lat przybijać sobie piątki z Thomasem Kellerem i pomagać mu plewić przyrestauracyjny ogródek. 
Doświadczenie smakowe ewoluuje i zdarza się, że podczas gastro maratonu restauracja 1 była dla nas objawieniem i rajem na ziemi, a po odwiedzeniu wszystkich sześciu okazuje się, że była najgorsza.
Jak więc jest z tą szczerością? Lepiej kłamać, nic nie mówić, milczeć? Głupkowato się uśmiechać, a może walić prosto z mostu bez cienia refleksji, że osoby o kruchej konstrukcji psychicznej będą przeżuwały nasz komentarz przez długie tygodnie?

Epilog

Blogerzy, często niepytani, wyrażają opinię o danym miejscu i to jest ok. Jeżeli szef kuchni pyta nas osobiście, czy nam smakowało, czy jego propozycje trzymały poziom, a my wyrzucamy z ust hymny pochwalne, po to by  dwa dni zweryfikować swoje poglądy zjadliwą recenzją, skorzystajmy z rady Claude Bosiego i idźmy kupić to, czego zabrakło Jamesowi Isherwoodowi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz