Każdy człowiek na świecie uważa
się za szczerą osobę. Szczerość wymaga odwagi, a odwaga nas uszlachetnia. Bycie
szczerym oznacza też, że nam zależy.
Kiedy pytanie o tym „jak było” pada jeszcze
przy restauracyjnym stole bywa, że mamy problem z grzecznym wyrażeniem swojego
niezadowolenia. Zależy nam na ominięciu niezręcznej dyskusji. Jedyne czego w
takiej chwili pragniemy to szybko oddalić się z miejsca nieszczęścia.
Kurtuazyjne pytanie ze strony
obsługi nie będzie dzisiaj przedmiotem dyskusji, ale sytuacja kiedy szef kuchni
osobiście pyta nas o opinię.
Miła i przytulna restauracja
albo fine dining najwyższych lotów. Kiepskie jedzenie, gdzie nie tylko chodzi o
subiektywne preferencje smakowe, ale o niedociągnięcia techniczne. Ości w
rybach, w których nie powinno być, risotto przypominające wiosenne roztopy,
kamień w musie z gęsiej wątróbki, sztućce owinięte w papierową serwetkę, gdzie
ceny dań głównych mają trzy cyfry. Wszyscy są dla nas szalenie mili, starają
się obsługiwać poprawnie (a najczęściej tak, jak najlepiej potrafią). Po czym
przychodzi sakramentalne pytanie: I jak było? Podobało się? Smakowało? Człowiek
w takiej sytuacji, chce jak najszybciej opuścić lokal, który wprawił go w zakłopotanie
i przykry nastrój. Bąkamy coś pod nosem, płacimy i popłochu się oddalamy.
Jeżeli prowadzimy działalność pamiętnikarską opisującą nasze restauracyjne
doznania, często dopiero przed ekranem komputera dajemy upust swoim emocjom.
Zgrzyt między tym co usłyszał od nas kucharz, a tym co przeczytał o swoich
kreacjach może być niebezpieczny, o czym przekonał się brytyjski bloger James
Isherwood w starciu z Claude Bosim, szefem kuchni londyńskiej restauracji
Hibiscus.
Claude Bosi (via:foodarts.com) |
James
Isherwood wybrał się do dwugwiazdkowej restauracji „Hibiscus” prowadzonej przez
Claude Bosiego. Po zakończonym posiłku pogratugulował szefowi kuchni i załodze
sukcesu. Następnego dnia w internecie znalazła się bardzo kąśliwa recenzja
Hibiscusa i jakości serowanych tam dań. Claude Bosi na swoim
twitterze udzielił blogerowi porady.
"As
a man you should say something to my face when I ask. Please buy yourself a
pair of balls and play with them."
W
wolnym tłumaczeniu określił blogera jako człowieka pozbawionego honoru.
Wpis
Bosiego wywołał burzę na Twiterze. Część kucharzy stanęła po stronie Claude gratulując mu, że
miał odwagę sprzeciwić się nieetycznym zachowaniom ze strony blogerów. Inni byli zażenowani jego agresywnym
komentarzem i uważali, że szef kuchni takiej rangi nie powinien być małostkowy i
wchodzić w potyczki słowne z blogerem. Z pozoru błaha sytuacja doczekała się
serii artykułów i komentarzy gastronomicznego środowiska. Padły oskarżenia o
przerośniętym ego top szefów kuchni, a z drugiej strony pytania o edukację i
doświadczenie blogerów kulinarnych, które predestynują ich do wyrażania opinii celujących w czyjś biznes.
Claude
Bosi tłumaczył, że szanuje negatywne opinie, ale nie ma szacunku do tych,
którzy nie potrafią skonfrontować swojej opinii w cztery oczy. Z drugiej strony
restauracyjne doświadczenie blogera (odbiorcy) nie jest wartością constans.
Jednego roku za szczyt wyrafinowania i kulinarnej fantazji uważamy carpaccio
wołowe na rukoli, kolejnego stołujemy na przemian w Nolicie i Atelier Amaro, po
to by za 10 lat przybijać sobie piątki z Thomasem Kellerem i pomagać mu plewić
przyrestauracyjny ogródek.
Doświadczenie smakowe ewoluuje i zdarza się, że
podczas gastro maratonu restauracja 1 była dla nas objawieniem i rajem na
ziemi, a po odwiedzeniu wszystkich sześciu okazuje się, że była najgorsza.
Jak
więc jest z tą szczerością? Lepiej kłamać, nic nie mówić, milczeć? Głupkowato
się uśmiechać, a może walić prosto z mostu bez cienia refleksji, że osoby o kruchej
konstrukcji psychicznej będą przeżuwały nasz komentarz przez długie tygodnie?
Epilog
Blogerzy,
często niepytani, wyrażają opinię o danym miejscu i to jest ok. Jeżeli szef
kuchni pyta nas osobiście, czy nam smakowało, czy jego propozycje trzymały
poziom, a my wyrzucamy z ust hymny pochwalne, po to by dwa dni zweryfikować swoje poglądy zjadliwą
recenzją, skorzystajmy z rady Claude Bosiego i idźmy kupić to, czego zabrakło
Jamesowi Isherwoodowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz