czwartek, 16 sierpnia 2012

O pracy w gastronomii vol.3

Restauracja to coś dziwnego. To miejsce, które kojarzy się z celebrowaniem przyjemności, z powolnym rozpadaniem się na atomy pod wpływem pozytywnych bodźców. Kilkanaście metrów kwadratowych, w obrębie których jesteśmy narażeni na widok pięknych wnętrz, na smak wyciskający łzy z oczu. Na wnikliwe spojrzenie szefa kuchni, który kocha swoją restaurację miłością rodzicielską i z dumą obserwuje tętniący życiem mechanizm. Dobra restauracja to „busy restauracja” czyli taka, gdzie coś się dzieje, gdzie zazwyczaj jest dużo ludzi. Dużo uśmiechniętych, zrelaksowanych i zadowolonych ludzi.
via: Rolling Pin
Ale już wychodząc z sali jadalnej i przekraczając próg kuchni przenosimy się w zupełnie inną rzeczywistość. To jak przechodzenie na drugą stronę lustra. W jednej chwili wkraczamy do świata buchającej pary, gorąca, spoconych twarzy, hałasu i krzyku. Stajemy w progu gorącej kuchni i mamy obraz tego jak wygląda zmęczenie. Zmęczenie ma sfrustrowany wyraz twarzy,  w głowie ambicję a brak fizycznych sił na jego realizację. Ma spoconą twarz, duże dłonie z popękaną skórą, licznymi oparzeniami. W oczach pozorny brak reakcji. Zmęczenie to tykająca bomba zegarowa, o której uruchomienie nietrudno. 
Kelnerze, powiedz w chwili największej tabaki, że turbot norweski, który piekł się przez ostatnie 40 minut miał być jednak mocno wysmażonym stekiem. I jeszcze głupio się tłumacz, że to gość się pomylił a nie ty. Z mojego gastronomicznego doświadczenia wynika, ze lepiej jest z pokorą przyznać się do błędu. Nic tak nie wyprowadza z równowagi kucharza niż głupie tłumaczenia i utrudnianie mu pracy. 
Największy paradoks kulinariów i gastronomii polega na idealnej proporcji pomiędzy przyjemnością a cierpieniem. Nasze kolacje życia, posiłki wywołujące emocje, smakowe uniesienia- są okupione krwią, potem i łzami, tych, którzy je dla nas przygotowują. Nie ma przesady w tym, że idealny smak potrawy to wynik wielogodzinnej pracy, prób i błędów, poszukiwań i fantastycznych odkryć. Ale też frustracji, bólu kręgosłupa, wrzodów, żylaków, nerwicy. Żeby nie wspomnieć tylko o wiecznie niespełnionych obietnicach, zapomnianych rocznicach, późnych powrotach do domu, całowania śpiących już dzieci i smutnego, pytającego spojrzenia: Miałeś być dzisiaj wcześniej. 
Taka jest specyfika branży HoReCa. Jedno jest pewne. Jak już raz poczuje się kulinarny narkotyk pracując po jednej albo po drugiej stronie barykady- nie ma odwrotu. Albo i jest, ale życie nigdy już nie będzie takie samo.

O pracy w gastronomii vol.1
O pracy w gastronomii vol.2

2 komentarze:

  1. Dopiero niedawno poznałam Twojego bloga i czytam dzisiejszej nocy wszystkie wpisy nie mogąc się oderwać nawet na chwilę, jestem kelnerka, właściwie już kierownikiem sali a moj chłopak kucharzem. Przeczytałam mu ten tekst na głos i oboje mieliśmy łzy na policzkach. Dziękuję, piękny przekaz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to bardzo ważne słowa. Pozdrawiam Was serdecznie.

      Usuń